Była konferencja w Krakowie, na którą miałem jechać z ojcem. Jako, że babcia spędziła dzieciństwo w mieścinie położonej o godzinę drogi od Krakowa, zabrała się z nami, mama też. Dawno tam nie były. Podjechaliśmy pod Wydział Architektury Politechniki Krakowskiej na Łobzów, poszliśmy na kawkę i zaczęliśmy się żegnać stojąc przy samochodzie, uzgadniając ostatnie szczegóły (mama z babcią miały pojechać na grób do Wodzisławia, my na konferencję). Jako, że czwarta osoba do rozmowy jest zbędna, wyjąłem aparat i zrobiłem kilka rodzinnych snapshotów.
Babcia uderzyła mnie dwa razy jak zobaczyła na wyświetlaczu dwa pierwsze zdjęcia :)
Zdecydowałem się przetransponować je do czerni i bieli, żeby nie liczył się żaden kolor, czy to róż szminki, błękit sukienki, zieleń trawy w tle.
Liczy się tylko Babcia.


